Masek z Kallosa poznałam w sumie sporo. Miałam okazję używać już - algową, borówkową, keratynową i bananową. Aktualnie mam w użyciu wersję omega, która pomalutku sięga dna, dlatego postanowiłam Wam dzisiaj o niej co nieco opowiedzieć. Lubię maski tej firmy przede wszystkim za to, że są dostępne w dużej pojemności i nie muszę się martwić o to, że za dwa czy tam trzy zużycia dana odżywka mi się skończy. Do tego większość, które używałam była jak najbardziej ok, dlatego postanowiłam skrupulatnie wypróbować wszystkie wersje. Następna będzie chyba wiśniowa. :) Na ten moment na pierwszym miejscu pod względem działania postawiłabym wersję borówkową i keratynową - obie świetnie radziły sobie ze zniwelowaniem puchu na moich włosach, ale tę pierwszą używałam częściej. Z keratyną nie chciałam przesadzić ze względu na chociażby proteiny w składzie. Nie tak dawno maski zmieniły trochę swoje opakowania - bohaterka dzisiejszego postu jest jeszcze w starej odsłonie. :)
Maska do włosów Omega - Kallos
Od producenta: Kallos maska regeneracyjna Omega z kwasami tłuszczowymi Omega-6 dla suchych, zniszczonych włosów bez połysku. Kwasy tłuszczowe omega-6 są istotne dla zdrowia ludzkiego, ale organizm sam nie potrafi ich wytwarzać. Skóra może absorbować, a następnie użyć kwasów tłuszczowych omega-6, dlatego są stosowane zewnętrznie na skórę. Pomagają stworzyć i wzmocnić barierę ochronną skóry głowy.
Maska Kallos Omega zapobiega rogowaceniu oraz chroni skórę przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych. Optymalizuje aktywność fizjologiczną skóry owłosionej.
Sposób użycia: stosuj po umyciu, na wysuszonych ręcznikiem włosach. Po upływie 5 minut spłucz.
Konsystencja: Kremowa, niezbyt gęsta.
Zapach: Bardzo słodki - czuć w nim orzechy, które są po prostu wymieszane chyba z toną cukru. Z czasem staje się męczący. :(
Cena/dostępność: Za opakowanie zapłacimy około 11-14zł. Maska jest dostępna w większości stacjonarnych drogerii - czy to w Kosmyku, Hebe czy w Pigmencie. Bez problemu można ją też upolować online - jest nawet w naszym sklepie. :)
Moja opinia: Maska w wersji Omega jest zamknięta w bardzo standardowym Kallosowym opakowaniu. Duży słoik o pojemności aż 1000ml, na którym możemy znaleźć wszystkie potrzebne informacje takie jak sposób użycia, czy skład produktu. Opakowanie niestety nie jest zbyt wytrzymałe - wystarczy, że maska upadnie z zbyt dużej wysokości i słoik od razu pęka. Mnie na szczęście to nie spotkało, ale moją koleżankę tak i miała później sporo sprzątania. ;) Z drugiej strony słoik jest jednak wygodny - otwór jest duży i bez problemu możemy wydobyć maskę do samego końca. Moja nalepka jest trochę zmasakrowana - wszystko to przez przylepienie taśmy podczas jej transportu. Nie chciałam, żeby się wylało. :) Konsystencja ma jasny kolor, jest kremowa, ale jakoś niespecjalnie gęsta. Wszystkie te maski mają to do siebie, że moje włosy praktycznie je piją - dlatego przy jednorazowym użyciu schodzi mi całkiem sporo kosmetyku, zwłaszcza, że moje grube włosy sięgają praktycznie do pasa.
Zapach tej maski to jedna z jej najsłabszych stron - pachnie orzechami, które bardzo lubię, ale są one wymieszane z całą masą cukru. :/ W efekcie woń jest bardzo słodka i szybko staje się męcząca. Maski zostało mi jeszcze do zużycia jakoś z 1/4 z całości, ale muszę sobie zrobić od niej przerwę - właśnie ze względu na okropnie słodki zapach. ;) Mam nadzieję, że jak wrócę do niej po odpoczynku to będzie lepiej. Kallos Omega to to jedna z emolientowych masek tej marki. Skusiłam się na nią ze względu na obecność w składzie oleju makadamia, oleju awokado i oleju z ogórecznika lekarskiego. Czytałam na Waszych blogach, że świetnie sobie radzi z wygładzeniem włosów - dlatego byłam ciekawa jak wypadnie na moich pasmach. No i wypadła bardzo fajnie. :) Po umyciu włosów szamponem - nakładam ją na długość włosów - od ucha w dół. Potem rozczesuję pasma, żeby maska mogła się lepiej wchłonąć. Tak sobie ją trzymam przez maksymalnie pięć minut i zmywam z włosów. Już właśnie podczas zmywania czuć, że włosy są takie lejące i przyjemne w dotyku. Po wyschnięciu efekt się utrzymuje - dodatkowo włosy mniej się puszą, bez problemu rozczesują i są bardzo miękkie.
Wczoraj pisałam Wam, że kuzyn pokazuje mi obróbkę metali - dzisiaj dla odmiany oglądamy razem na medynski.pl złącza i przewody :D Armatura przemysłowa i komponenty to zdecydowanie nie moja bajka, ale czego się nie robi z miłości. :)
Jeżeli wezmę pod uwagę tylko działanie - to naprawdę bardzo polubiłam tę maskę i na ten moment postawiłabym ją na pierwszym miejscu. Niestety ten nieprzyjemny zapach sprawia, że nie jestem w stanie jej cały czas stosować. :(
Znacie tę wersję Kallosa? Jak się u Was sprawdza?
Ruda
ciekawa maska. jest dostępna w mniejszych słoiczkach?
OdpowiedzUsuńNawet lubię te maski, ale dla mnie to opakowania są za ogromne i bardzo nieporęczne :)
OdpowiedzUsuńTej wersji nie miałam, ale keratynową i bananową bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńUżywałam tylko wersji bananowej (lubiłam) i keratynowej (puszyła mi włosy...). Cały czas mam ochotę na czekoladową :)
OdpowiedzUsuńTej wersji akurat nie znam :) ale znam wiśniową, obecnie ją zużywam i okropnie dla mnie pachnie :p winiaczem tanim ;p
OdpowiedzUsuńLubię maski do włosów, ale tej opcji nie miałam.
OdpowiedzUsuńMiałam ją i bardzo lubiłam :)
OdpowiedzUsuń