Cześć,
O jak ja bym chciała nie mieć zaległości we wpisach. Stwierdzam jednak, że dopóki będę codziennie używać kosmetyków to będę je mieć. Trudno ;) Na opublikowanie czeka też post z nowościami i z denkiem z zeszłego miesiąca... mam szczerą nadzieję, że zdążę jeszcze w tym tygodniu. Dziś jednak przychodzę do Was z recenzją maski do włosów, która niedawno dobiła dna więc jeszcze na świeżo chcę Wam o niej co nieco napisać.
Nawilżająca maska keratynowa do włosów farbowanych - Bielenda
Od producenta: Keratynowa maska o niskim pH bogata w odżywcze proteiny i D-Panthenol (Prowitamina B5) skutecznie nawilża i regeneruje zniszczone, osłabione farbowaniem i innymi zabiegami włosy. Sprawia, że włosy stają się lśniące, gładkie i elastyczne. Chroni kolor przed blaknięciem, ułatwia rozczesywanie, zapobiega rozdwajaniu się końcówek i elektryzowaniu włosów.
Opakowanie: Maseczka jest zamknięta w wygodnym 200ml plastikowym słoiku.
Konsystencja: Ma jasny kolor, jest całkiem gęsta i treściwa.
Zapach: Świeży, słodki - bardzo przyjemny.
Cena/dostępność: Za opakowanie maski musimy zapłacić około 19zł - można ją upolować zarówno w drogeriach stacjonarnych jak i online i oczywiście na stronie producenta.
Moja opinia: Maska jest zamknięta w plastikowym słoiczku o pojemności 200ml. Opakowanie jest wygodne i bez problemu można z niego zużyć maskę do końca. Z tyłu opakowania czekają na nas wszystkie potrzebne informacje takie jak sposób użycia czy skład. A dodatkowo w środku maska ma zabezpieczenie w postaci wieczka, które daje nam gwarancję, że nikt wcześniej tej maski nie używał. Pisałam Wam już x razy, że bardzo lubię takie rozwiązania. Konsystencja ma jasny kolor, sama maska jest dosyć gęsta, chociaż moje włosy dosłownie ją piły. Jej zużywanie poszło mi więc całkiem sprawnie - na włosach lądowała zazwyczaj jakieś 2 razy w tygodniu i niestety szybko dobiła dna :( Niestety bo bardzo się polubiłyśmy. Zapach jest przyjemny - trochę słodki, trochę świeży. Umilał mi stosowanie, zwłaszcza, że utrzymywał się na włosach całkiem długo. Nawet kolejnego dnia po umyciu czułam ją we włosach, a że zapach był przyjemny to byłam zadowolona. Maska zachwyciła mnie również swoim działaniem. Bardzo dobrze się rozprowadzała i już podczas spłukiwania było czuć, że włosy są śliskie w dotyku. Po wysuszeniu moje pasma wyglądały bardzo dobrze - za każdym razem były błyszczące, miłe w dotyku i nie miałam problemów z ich rozczesaniem. Mam też wrażenie, że dobrze wpłynęła na zniwelowanie puszenia się moich włosów więc... jestem w niej zakochana. Ciężko mi ocenić czy wpłynęła jakkolwiek na kolor bo jej używanie przypadło na okres, w którym byłam zaraz o farbowaniu odrostów. Ja tak czy siak włosy farbuję średnio co 3 miesiące i nie mam z tym żadnych problemów jeśli to np. musi przesunąć się w czasie.
Pisałam Wam już x razy, że jestem uzależniona od kupowania kosmetyków do włosów. Na moje szczęście schodzą one u mnie jak woda - zwłaszcza wszelkiego rodzaju maski i odżywki. Nawet robiąc zdjęcia tej maseczki, jak zresztą możecie zauważyć - miałam ją już na wykończeniu. Czasem się zastanawiam czy ten mój zakupoholizm nie potrzebuje lekarza ;) No właśnie, tak nawiasem gdyby ktoś z Was był z Warszawy i szukał specjalisty to
psychiatra w Warszawiepomaga w różnych zaburzeniach - snu, leku, nerwicy i depresji. Lekarze są doświadczeni a ja zawsze uważam, że warto sobie pomóc. Ciekawe czy jest jakiś lekarz od mojego nałogu? Pewnie tak ;)
Wracając - w masce jestem wręcz zakochana, moje opakowanie dobiło już co prawda dna, ale mam ochotę na kolejny egzemplarz. A Wy miałyście okazję ją poznać? Jak się u Was sprawdziła?
Ruda
Czytaj dalej »