Cześć,
Jakiś czas temu dotarły do mnie nowe maseczki marki When, które możemy upolować w Hebe. W mojej paczce znalazły się trzy wersje - rozświetlająca, nawadniająca i wzmacniająca. Jak zapewne wiecie - jestem ogromną fanką maseczek, dlatego praktycznie od razu zabrałam je ze sobą do łazienki, a dziś krótko opowiem Wam, którą z nich polubiłam najbardziej i dlaczego, no i oczywiście czy jeszcze do nich wrócę.
Jeżeli chodzi o kwestie techniczne to cała trójka niczym się nie różni. Maseczki otrzymujemy w płachtach, które są bardzo mocno nasączone esencją. Sporo zostawało jej w opakowaniu więc po zrobieniu maseczki po prostu wklepywałam ją jeszcze w buzię i w szyję. Żadna z masek specjalnie nie pachniała. Pisałam Wam już kilka razy, że nie do końca przepadam za maseczkami w takiej formie, ale na szczęście nie miałam problemu z tym, żeby dobrze dopasować je do twarzy. Nawet specjalnie nie spadały - o ile oczywiście nie próbowałam zbyt dużo mówić. ;) Każdą z masek trzymałam na buzi około 20 minut - raczej nie więcej i nie mniej.
Najlepiej wypadła maska rozświetlająca, którą w sumie robiłam jako pierwszą ---> skóra po jej użyciu była ładnie oczyszczona, nawilżona, a dodatkowo miałam wrażenie, że koloryt jest bardzo ujednolicony. Skóra była odświeżona i naprawdę różnica przed i po zrobieniu maseczki była baardzo widoczna. :) Całkiem dobrze wypadła też wersja nawadniająca, która jest zamknięta w niebieskim opakowaniu. Użyłam jej, gdy miałam wrażenie, że moja skóra zrobiła się sucha po mocnym peelingu, efekt był taki, że po jej użyciu buzia była już bardzo miła w dotyku i dobrze nawilżona. Efekt utrzymał się na skórze kilkanaście h więc bardzo spoko. Najsłabiej wypadła maska wzmacniająca, po użyciu której miałam tylko wrażenie, że buzia jest lekko nawilżona. Może po prostu u mnie nie dała żadnych spektakularnych efektów temu, że moja skóra w momencie jej robienia była w całkiem spoko kondycji. No nie wiem. :)
Cieszę się, że miałam okazje je wypróbować. Chociaż nie do końca jestem przekonana do masek w płachcie, to te spisały się całkiem fajnie. Najchętniej wrócę jeszcze do wersji rozświetlającej - poczekam zapewne na jakąś promocję, bo jednak 30zł za jednorazową maseczkę to trochę sporo. Ale nawet teraz można je upolować o wiele taniej więc jeśli Was nimi zainteresowałam to pędźcie do Hebe. :)
---------------------------------------------------------------------------
*FACEBOOK- KLIK
*INSTAGRAM-KLIK
Ruda
No to rzeczywiście ta rozświetlająca brzmi kusząco:) ja z kolei uwielbiam maski w płachcie!
OdpowiedzUsuńcena mnie zniechęca niestety:(
OdpowiedzUsuńChyba też poczekam na promocję, chociaź też nie przepada. za tą formą maseczki ;)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że też nie jestem fanką masek w płachcie, a ta rzeczywiście kosztuje jak dla mnie nie mało. Będę pamiętać, że w razie czego warto skusić się na wersję rozświetlającą :D
OdpowiedzUsuńteż je testowałam! Są mega nawilżone!
OdpowiedzUsuńOj cenowo bardzo nie kuszą :/ Bardzo lubie maski w płachcie, ale 30 zł ciezko mi by było wydać za jednorazowke.
OdpowiedzUsuńGdzieś już rzuciły mi się w oczy ale nie miałam okazji używać 😉
OdpowiedzUsuńJa pokochałam ich bardziej ekskluzywną wersję. Nigdy nie spotkałam się z podobną płachtą. Jest warta każdej złotówki :)
OdpowiedzUsuń30 złotych to naprawdę wiele i raczej ich nie wypróbuję, mimo że bardzo mnie kuszą :)
OdpowiedzUsuńChoć zdecydowanie bardziej wolę tradycyjną formę MASECZEK,to te bardzo chętnie poznałabym bliżej.
OdpowiedzUsuńuwielbiam takie maseczki:) ale za drogie dla mnie mimo wszystko
OdpowiedzUsuńnie do końca przepadam za taki maskami
OdpowiedzUsuńRzadko używam maseczek w płachcie, szczególnie o tej porze roku.
OdpowiedzUsuńLubię maski w płachcie, chociaż zwykle są kosztowniejsze niż inne i to pewien minus. Ale ta wygoda...
OdpowiedzUsuńkocham maski w płachcie, więc na pewno wypróbuje
OdpowiedzUsuńLubię maski w takiej formie, ale minusem jest głównie cena, dlatego rzadko po nie sięgam. Za 30 zł mogę mieć porządną maskę o dużej pojemności, która wystarczy na długi czas :)
OdpowiedzUsuń