Cześć,
dziś przychodzę do Was z recenzją serum z Miya, które na początku mnie w sobie rozkochało, a potem... zdradziło. ;) No, ale o tym, o co chodzi, przeczytacie w dalszej części dzisiejszego wpisu.
Naturalne serum rewitalizujące — Miya Cosmetics
Opakowanie: Serum jest zamknięte w poręcznym słoiczku o pojemności 50 ml.
Konsystencja: Ma jasny, lekko pomarańczowy kolor i jest stała, ale pod wpływem ciepła dłoni staje się olejkiem.
Zapach: Przyjemny, lekko cytrusowy.
Cena/dostępność:
Za opakowanie o pojemności 15 ml, w regularnej cenie musimy zapłacić
około 40 zł, a za większy 50 ml słoiczek nawet 99 zł. Ja swój egzemplarz
upolowałam w Hebe, ale tak naprawdę można go dostać też w wielu innych
drogeriach.
Moja opinia: Serum czeka na nas w kartonowym pudełku, a docelowo sam słoiczek jest już szklany. Ja skusiłam się na wersję 15 ml i szczerze mówiąc... cieszę się, że nie kupiłam od razu większej pojemności, ale o tym... dalej. ;) Wspomniany już słoiczek jest wygodny, możemy bez problemu nabierać z niego kosmetyk, wyglądem nawet przypomina trochę krem. Na opakowaniu czekają na nas wszystkie podstawowe informacje, takie jak sposób użycia, czy skład. Konsystencja ma jasny, taki w sumie trochę pomarańczowy kolor i w słoiczku jest stała, ale pod wpływem ciepła dłoni staje się oleista. To też przekłada się na bardzo dobrą wydajność tego produktu, bo do nałożenia go na całą twarz i szyję, wystarczy wyciągnąć dosłownie odrobinkę. Bardzo spodobał mi się zapach tego serum, jest cytrusowy, delikatny, no i co tu dużo mówić — zdecydowanie umila stosowanie tego produktu. :) Z tym serum poznałam się w taki sposób, że kiedyś, ktoś dorzucił mi jego próbkę do zamówienia. Szybko ją zużyłam i byłam totalnie oczarowana konsystencją, zapachem, no i działaniem! Skóra już po użyciu tej jednej próbeczki była niesamowicie miękka, odżywiona i bardzo przyjemna w dotyku. Nie będzie więc chyba dla nikogo zaskoczeniem fakt, że postanowiłam zdecydować się na pełnowymiarowe opakowanie. :D Ależ byłam szczęśliwa, że w końcu mam to serum... no i używałam go namiętnie do czasu, gdy zauważyłam, że... niemiłosiernie zapycha mi pory i doprowadza do powstawania całej masy podskórnych, bolących zaskórników/ :( Niestety jestem pewna, że to serum tak działa, ponieważ po jego odłożeniu, problem znikał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wracałam do niego kilkukrotnie i niestety za każdym razem był klops. Mega szkoda, bo na początku w ogóle nie było takiego efektu. :( Baaa, nawet pisałam Wam na instagramie, że jestem nim totalnie oczarowana. No i w sumie to jak działa na skórę, zdecydowanie zasługuje na plus, ale skutki uboczne używania są okropne. Podejrzewam, że to przez olej kokosowy w składzie, którego moja skóra za bardzo nie toleruje.
Ubolewam bardzo, bo jak narazie miałam tylko krem i serum z tej firmy, no i cóż... do żadnego z tych produktów więcej nie wrócę. :D A! Miałam jeszcze dwie maseczki, zieloną i różową. O ile dobrze pamiętam, to ta zielona była okropna i nie mogłam jej później domyć z buzi. :D
Miałyście okazję poznać to serum? Jak się u Was sprawdziło? Lubicie kosmetyki z Miya?
*FACEBOOK- KLIK
*INSTAGRAM-KLIK
Marke znam, miałąm ich kremy i są super, ale tego produktu jeszcze nie znam D:
OdpowiedzUsuńTego serum nie miałam, do tej pory stosowałam jedynie kremy do twarzy Miya ;)
OdpowiedzUsuńmoja skóra też nie lubi oleju kokosowego...
OdpowiedzUsuńJa miałam ich kilka produktów i miło wspominam. Krem z kokosem był super, ale moja skóra akurat lubi olej kokosowy i czasami nawet solo aplikuję :)
OdpowiedzUsuńNawet mnie nie strasz, bo też się skusiłam na to serum ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze żadnego produktu tej marki. Na to serum się nie zdecyduję.
OdpowiedzUsuńLubię kosmetyki których skład bazuje na olejach i masłach. Z zapychaniem porów to każdy ma idnywidulane skłonności.
OdpowiedzUsuńJa ogólnie lubię ich produkty choć olejek do demakijażu nie emulguje z wodą i mnie wkurzył, a teraz mają nowy krem z SPF ale zero info o PDD no też czekam...
OdpowiedzUsuńWiele o marce słyszałam, ale z Miya nie miałam jeszcze nic.
OdpowiedzUsuń