Cześć,
dziś wreszcie przychodzę do Was z recenzją płynu micelarnego z Bielendy z serii Fresh Juice. Wreszcie, bo kupiłam go już ponad rok temu. :D
Zawiozłam go jednak już jakiś czas temu do domu rodzinnego mojego
chłopaka i tak używałam go sporadycznie, podczas wizyt tam. Ostatnio
jednak udało mi się go poużywać trochę dłużej, właściwie sięga już dna,
dlatego chętnie Wam o nim opowiem. :)
Z tej serii miałam również hydro-esencję, żel do mycia twarzy i
peeling. Żel i peeling nie doczekały się recenzji, ale o tym drugim
produkcie jeszcze napiszę, bo mam jakieś zdjęcia w archiwum.
Płyn micelarny z bioaktywną wodą cytrusową Fresh Juice — Bielenda
Od producenta: Płyn micelarny Bielenda Fresh Juice Lime zapewnia dokładne oczyszczenie skóry twarzy w ciągu kilku minut. Jednocześnie usuwa ze skóry codzienne zanieczyszczenia i obumarłe komórki. Właściwości: można używać do demakijażu twarzy, oczu i ust, redukuje niedoskonałości cery, matuje skórę, ma działanie odświeżające i łagodzące.
Opakowanie: Płyn jest zamknięty w wygodnej butelce o pojemności 500 ml.
Konsystencja: Jest standardowa i niczym się nie wyróżnia od innych płynów. ;)
Zapach: Jest bardzo delikatny i nienachalny, wyczuwam głównie cytrusy.
Cena/dostępność: Za opakowanie musimy zapłacić około 17 zł, w promocji oczywiście mniej. Ja swoją wersję upolowałam na Notino.pl :)
Moja opinia: Ten płyn micelarny otrzymujemy w standardowym opakowaniu o pojemności 500 ml. Butelka jest duża, ale w sprzedaży są też dostępne takie mniejsze wersje — idealne
na wyjazd. Na plus oczywiście fakt, że opakowanie jest przeźroczyste,
dzięki czemu możemy swobodnie śledzić sobie zużycie produktu. Nie miałam
też nigdy żadnych problemów z tym, żeby wydobyć ten płyn ze środka. :)
Konsystencja jest bardzo standardowa i również przeźroczysta. Sam
zapach tego płynu na pewno spodoba się wszystkim osobom, które lubują
się w delikatnych i cytrusowych aromatach. Wyczuwam tutaj głównie
limonkę, może gdzieś w tle cytrynę. Zapach jest wyczuwalny głównie
podczas aplikacji, ale zdecydowanie ją umila. :)
Po ten płyn sięgam chętnie, bo nie dość, że rewelacyjnie radzi sobie ze
zmywaniem makijażu, to jeszcze jest naprawdę delikatny. Bez względu na
to, czy zmywam mocne pomadki, wodoodporne tusze, czy bardzo intensywne cienie — wszystko
schodzi bez najmniejszego problemu. Nie trzeba ani nic mocno pocierać,
ani zbyt długo czekać, bo już po kilku sekundach kosmetyki doskonale się
rozpuszczają. Zresztą na mojej dłoni możecie zobaczyć, jak ten płyn
działa właśnie po jednym, bardzo delikatnym przejechaniu wacikiem.
Oczywiście po jego użyciu sięgam jeszcze po jakiś żel do mycia twarzy, niemniej jednak już sam ten płyn wspaniale radzi sobie z bardzo dokładnym usuwaniem makijażu i oczyszczaniem skóry. Nie mogę nie wspomnieć również o tym, że nawet w momencie, gdy nalał mi się w zbyt dużej ilości do oczu — nigdy ich nie podrażnił. Nie zauważyłam też, żeby w związku z jego używaniem, na mojej skórze powstawały jakiekolwiek niedoskonałości.
Bardzo lubię kosmetyki do pielęgnacji twarzy z Bielendy, a ten płyn jest kolejnym potwierdzeniem tej tezy. :D Cieszę się, że tak dobrze się u mnie sprawdza, ponieważ nie będę mieć żadnych problemów z tym, żeby zużyć go do końca. Mam nadzieję, że w lecie uda mi się jeszcze wypróbować jakiś krem z tej serii. A Wy jakie kosmetyki Fresh Juice już wypróbowałyście?
*FACEBOOK- KLIK
*INSTAGRAM-KLIK
Najważniejsze jest do mnie aby płyn micelarny dobrze zmywał makijaż.
OdpowiedzUsuńMiałam wersję pomarańczową i była super, ale ananasowa piekła mnie w oczy :P
OdpowiedzUsuńBaedzo lubię tą serię, mam z pomarańczą duży micel, wracam czasem do żelu do myca z tej nawulżajacej serii.
OdpowiedzUsuńOstatnio zastanawiałam się czy go aby nie kupić
OdpowiedzUsuńMiałam pomarańczową wersję i był super! :)
OdpowiedzUsuńTo najlepszy płyń micelarny jaki miałam okazję używać. Przesyłam przez wszystkie jego wersje i niezliczoną ilość buteleczek 😀
OdpowiedzUsuńSuper jest, żele z tej serii również uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńAktualnie używam krem do twarzy z tej serii i sprawdza się bardzo dobrze. Płyn micelarny miałam pomarańczowy i miło go wspominam. :)
OdpowiedzUsuń