mamy już prawie koniec miesiąca, a ja mam do poruszenia jeszcze kilka tematów! Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją naprawdę fajnej maseczki regenerującej do włosów marki Artishoq. Znalazłam ją w ostatnim pudełku Pure Beauty o wdzięcznej nazwie... ZRELAKSUJ SIĘ. Byłam bardzo ciekawa kosmetyku do włosów, który ma być w formie musu, dlatego naprawdę szybko zabrałam ją do łazienki! Sprawdźcie, jak u mnie wypadła. Zapraszam.
Opakowanie: Maska jest zamknięta w wygodnym słoiczku o pojemności 150 ml.
Konsystencja: Faktycznie przypomina mus! Ma jasny kolor i jest bardzo przyjemnie kremowa. :)
Cena/dostępność:
Za opakowanie w cenie regularnej zapłacimy 31,99 zł. W promocji
oczywiście da się tę maskę bez trudu upolować taniej. Z dostępnością też
nie ma problemu, bo można ją zakupić nawet w Rossmannie. Ja swój
egzemplarz, tak jak już wspominałam — testuję dzięki PB. :)
Moja
opinia: Ta maska do włosów jest zamknięta w przyjemnym i wygodnym
opakowaniu o pojemności 150 ml. Mamy tutaj do czynienia ze słoiczkiem, z
którego można bez trudu wydobyć kosmetyk do końca. A wiem, co mówię, bo ta maska zagościła już w moim listopadowym denku. :D
Na opakowaniu znajdziemy wszystkie podstawowe informacje, takie jak
sposób użycia, skład, data ważności i inne. Konsystencja ma jasny kolor,
jest przyjemnie kremowa i teraz już rozumiem, dlaczego producent
postanowił określić ją jako mus. Jest bardzo przyjemna, fajnie się
rozprowadza. Nie spływa z włosów, a dobrze je 'oblepia', wchodzi nie,
dzięki czemu aplikacja nie sprawia najmniejszego problemu. Co do
wydajności, to ja za każdym razem nakładałam tej maseczki dosyć sporo!
Myślę, że mimo tego wystarczyła mi na jakieś 8, może nawet 9 użyć.
Przypomnę, że mam bardzo długie i gęste włosy, a no produktu sobie zdecydowanie nie żałowałam. :) Przetestowałam go za to na chyba wszystkie możliwe sposoby. Klasycznie... nakładając maskę na kilka minut, na kilkadziesiąt, a także w formie OMO.
No i co tu dużo mówić, w każdej konfiguracji jest naprawdę spoko. No,
ale wróćmy jeszcze do zapachu, który jest charakterystyczny, intensywny i
naprawdę ciekawy! Wyczuwam takie dosyć wyraźne nuty roślinne, gdzieś
czytałam porównanie do eukaliptusa i faktycznie coś w tym jest. Woń jest
taka lekarska, naprawdę przyjemna. :)
Na włosach utrzymuje się jednak głównie podczas aplikacji, po spłukaniu
nuty nadal są wyczuwalne, ale już bardzo delikatnie, dlatego, jeżeli ta
woń Wam nie będzie odpowiadać, to... nic wielkiego.
Jeżeli chodzi o same efekty używania, to one były dla mnie zadowalające już praktycznie od pierwszego użycia. :) A właściwie już przy samym spłukiwaniu produktu z włosów. Od razu było czuć, że pasma stają się przyjemnie nawilżone i mięciutkie, łatwo rozczesują się nawet palcami. Po wysuszeniu jest o wiele lepiej! Włosy są takie mięsiste, bardzo odżywione i baaaaardzo nawilżone. Efekt jest super, nie ma przeciążenia, a jest przyjemny dla oczu blask i połysk. Przyznam szczerze, że było to dla mnie spore, a zarazem bardzo pozytywne zaskoczenie. No bo z jednej strony maska nie ma aż tak treściwej konsystencji, a z drugiej regeneruje na naprawdę wysokim poziomie. W składzie znajdziemy kreatynę, ekstrakt z karczocha, koktajl aminokwasów i różne oleje... między innymi makadamia, bawełniany i kokosowy.
Bardzo się cieszę, że mogłam wypróbować tę maskę, bo jest naprawdę fajna! Chętnie zużyłabym nawet większe opakowanie i wrócę do tej, gdy tylko będę mieć taką możliwość. To niepozorny produkt, który zdecydowanie robi efekt WOW na włosach! SUPER! ♥♥♥
Miałyście okazję ją wypróbować?!
*FACEBOOK- KLIK
*INSTAGRAM-KLIK
Ona także czeka w zapasach, ale jestem jej bardzo ciekawa! Dobrze, że jest lekka to znaczy, że u mnie też się sprawdzi :D
OdpowiedzUsuń