Cześć, dzień dobry!
Nie zapeszajmy, ale zrobiłam sobie listę wpisów, które chciałabym tutaj w najbliższej przyszłości opublikować. Już nie łudzę się, że opiszę Wam kosmetyki, których używałam x lat temu (mam takie zdjęcia...), ale może uda mi się, chociaż być na bieżąco z tym, czego aktualnie używam. Dziś chciałabym Wam napisać parę słów o kosmetykach marki Hristina. O ile dobrze pamiętam, to dostałam je jeszcze na kwietniowym (?) spotkaniu blogerek w Krakowie. Zaraz minie rok, ale ja dopier ostatnio zużyłam sam scrub, a co do masła... o tym zaraz.
Naturalny antycellulitowy peeling do ciała z ananasem + wzmacniający krem antycellulitowy z kofeiną i wyciągiem z ananasa — Hristina
Od producenta: Profesjonalny peeling przeciw cellulitowi ze solą z Morza Martwego. Zawiera również nawilżającą jojobę, olejek migdałowy oraz olejek z ananasa. Wzmacnia strukturę skóry i pozostawia ją gładką. Został specjalnie opracowany, aby wspierał odnowę komórkową i zwiększał działanie olejku ananasowego, który stymuluje krążenie krwi.
Naturalny krem antycellulitowy przywraca normalny koloryt skóry, przyspiesza metabolizm oraz wzmacnia skórę, dzięki czemu staje się mocniejsza i gładsza. Widocznie redukuje cellulit. Modeluje uda, brzuch i pośladki. To sprawia, że figura wygląda na szczuplejszą. Usuwa tkankę tłuszczową z miejsc gromadzenia się tłuszczu. Skutecznie zwalcza trudno usuwalny cellulit, wygładza rozstępy i zapobiega ich nawracaniu. Odpowiedni dla skóry wrażliwej, delikatnej i
skłonnej do alergii.
skłonnej do alergii.
Opakowania: Oba kosmetyki są zamknięte w sporych opakowaniach, bo zarówno peeling, jak i masło mają po 500 ml.
Konsystencje: Peeling ma pomarańczowy kolor, jest taki mięciutki w dotyku, masło ma gęstą, bardzo treściwą konsystencję o jasnym kolorze.
Zapachy: No na pewno nie zaskoczę Was tym, że w tych kosmetykach dominuje aromat ananasowy!
Ceny/dostępność: W cenach regularnych peeling kosztuje 68 zł, a masło około 89 zł. Przyznam szczerze, że nie widziałam tych produktów stacjonarnie, a jedynie na stronie Hristiny. Ja tak jak wspominałam, testuję je dzięki spotkaniu, w którym brałam udział.
Konsystencje: Peeling ma pomarańczowy kolor, jest taki mięciutki w dotyku, masło ma gęstą, bardzo treściwą konsystencję o jasnym kolorze.
Zapachy: No na pewno nie zaskoczę Was tym, że w tych kosmetykach dominuje aromat ananasowy!
Ceny/dostępność: W cenach regularnych peeling kosztuje 68 zł, a masło około 89 zł. Przyznam szczerze, że nie widziałam tych produktów stacjonarnie, a jedynie na stronie Hristiny. Ja tak jak wspominałam, testuję je dzięki spotkaniu, w którym brałam udział.
Moja opinia: Kosmetyki z Hristiny są zamknięte w prostych, a zarazem całkiem ładnych opakowaniach. Jak już wspominałam — są naprawdę spore! Oba produkty mają aż po 500 ml i o tyle, o ile sam peeling zużyłam całkiem szybko, tak z masłem myślę, że poszłoby bardzo długo. To najlepszy dowód na to, że samo masło jest naprawdę baaaardzo wydajne! Dodam też, że to klasyczne, odkręcane słoiczki, dzięki czemu można wszystko łatwo zużyć do końca. Na opakowaniach znajdziemy wszystkie podstawowe informacje takie jak sposób użycia, skład, czy data ważności. Kosmetyki pachną bardzo podobnie — są wyraźne, ananasowe nuty. Mam wrażenie, że w przypadku scrubu są trochę słodsze, ale zaś dzięki masełku pozostają o wiele dłużej na skórze. Jeżeli lubicie takie owocowe aromaty, to na pewno Wam się spodobają. :)
A teraz już przechodząc do tego, jak konkretnie działają te produkty, to zacznijmy od peelingu. Ja akurat o wiele bardziej lubię peelingi cukrowe, a tutaj mamy solny... mimo to byłam naprawdę ciekawa tego, jak się u mnie sprawdzi. I wiecie co? Zdecydowanie się nie zawiodłam! Te solne drobinki nie są ani za duże, ani za małe — kosmetyk fajnie sunie po skórze i bardzo dobrze zdziera martwy naskórek. Co więcej, nie trzeba go nakładać zbyt dużo, żeby zauważyć fajne efekty. Dodam też, że po dokładnym spłukaniu (nie ma z tym problemu) skóra jest przyjemnie nawilżona i odżywiona. Do tego stopnia, że nie czuję później konieczności nakładania jeszcze balsamu czy masła do ciała. W składzie znajdziemy masło shea, olejek jojoba, migdałowy i ananasowy. Nic dziwnego, że ten kosmetyk tak pięknie pachnie i dobrze nawilża! Sprawdza się nawet na bardziej wymagających obszarach ciała — łokcie, kolana, stopy. Zużyłam go z przyjemnością!
A teraz już przechodząc do tego, jak konkretnie działają te produkty, to zacznijmy od peelingu. Ja akurat o wiele bardziej lubię peelingi cukrowe, a tutaj mamy solny... mimo to byłam naprawdę ciekawa tego, jak się u mnie sprawdzi. I wiecie co? Zdecydowanie się nie zawiodłam! Te solne drobinki nie są ani za duże, ani za małe — kosmetyk fajnie sunie po skórze i bardzo dobrze zdziera martwy naskórek. Co więcej, nie trzeba go nakładać zbyt dużo, żeby zauważyć fajne efekty. Dodam też, że po dokładnym spłukaniu (nie ma z tym problemu) skóra jest przyjemnie nawilżona i odżywiona. Do tego stopnia, że nie czuję później konieczności nakładania jeszcze balsamu czy masła do ciała. W składzie znajdziemy masło shea, olejek jojoba, migdałowy i ananasowy. Nic dziwnego, że ten kosmetyk tak pięknie pachnie i dobrze nawilża! Sprawdza się nawet na bardziej wymagających obszarach ciała — łokcie, kolana, stopy. Zużyłam go z przyjemnością!
Czas na masełko. No i co ja Wam mogę powiedzieć... słowo ogień nie jest w stanie oddać tego, jak to masło działa. Zacznijmy jednak od samej konsystencji — jest bardzo treściwa, gęsta i ma jasny kolor. Pomimo swojej gęstości całkiem łatwo się rozprowadza, dosyć szybko wchłania. Producent zaleca wykonać nim intensywny masaż przez 10-20 minut. Ja masowałam się kilka minut aż do momentu, gdy miałam wrażenie, że wszystko dobrze się wchłonęło. Później zawsze musiałam odczekać na spokojnie jakieś 3/4 minuty przed ubraniem piżamy, żeby nie mieć wrażenia, że kosmetyk, zamiast działać na ciało to zbyt mocno klei się do ubrań. Dodam też, że na opakowaniu znajdziemy informacje o tym, aby aplikować go przez 10 dni, a później dla podtrzymania efektu jakieś 3-4 razy w miesiącu. Nie będę Wam ściemniać. :P
Użyłam go w sumie kilka razy, bo po prostu dla mnie odczucie palenia skóry było nie do wytrzymania. Stosowałam wcześniej różne rozgrzewające kosmetyki, ale przyznam szczerze, że tak mocnego nie miałam nigdy. To odczucie palącej skóry było tak intensywne, że miałam wrażenie, że ciało aż mnie boli. A nakładałam ten krem na uda, pośladki, brzuch oraz ramiona. Przyznam szczerze, że na ramionach było chyba najgorzej. Nawet gdy robiłam body wrapping i owijałam się folią, to te gorące doznania nie były AŻ TAKIE... Jakie efekty zauważyłam po tych kilku aplikacjach? Skóra na pewno była bardziej napięta i nawilżona. W składzie znajdziemy np. wyciąg z ziaren kawy arabskiej, olejek ananasowy, masło shea, olejek z awokado, sezamowy, wosk pszczeli i inne. Po tych kilku użyciach miałam w opakowaniu ponad 3/4 produkty — szczerze jestem przekonana, że to produkt, który wystarczyłby mi na dobrych kilka miesięcy używania. No, ale ja z odpowiednim ostrzeżeniem posłałam go dalej, nie byłam w stanie bardziej się z nim zaprzyjaźnić. :P
Czy te kosmetyki działają antycellulitowo? W przypadku peelingu skóra faktycznie stała się jędrniejsza i bardziej przyjemna w dotyku. Masło pali ogniem piekielnym i dobrze wygładza, może przy dłuższym stosowaniu efekty byłyby widoczne dosłownie — gołym okiem. Ja na pewno połączyłabym te produkty ze zbilansowaną dietą i aktywnością fizyczną — tak też robiłam/robię dalej tylko z innymi kosmetykami. :)
Jestem bardzo ciekawa czy znacie kosmetyki marki Hristina? Stosujecie produkty antycellulitowe? :)
---------------------------------------------------------------------------
Obserwuj mój:
*FACEBOOK- KLIK
*INSTAGRAM-KLIK
Ruda
Ananas zawsze kusi :) Nie znam tej marki, a używam owszem kosmetyki antycellulitowe.
OdpowiedzUsuńNiestety nie znam marki, obecnie nie stosuję kosmetyków antycellulitowych, myślę, że w przyszłości na pewno będę po takie sięgać :) Jednak zawsze warto wiedzieć co się sprawdza w tym temacie a co nie :)
OdpowiedzUsuńO, tego cudeńka jeszcze nie miałam :)
OdpowiedzUsuń