Było coś o nadrabianiu zaległości, a ja sto lat temu pisałam, że będę miała dla Was recenzję ser z retinolem z serii Skin Dopamine od FaceBoom. Fanfary! Ta chwila nadeszła właśnie dzisiaj i zapraszam Was do lektury. Jedno serum zużyłam i zgubiłam opakowanie (lol), a drugie właśnie kończę. Temu też fotki są pojedynczo, no ale sprawdźcie, jak u mnie wypadły. :)
Konsystencje: Serum z mniejszą zawartością retinolu ma delikatnie kremową konsystencję, która przypomina krem. To drugie z kolei jest bardziej olejkowate.
Zapachy: To było dla mnie mega duże zaskoczenie, bo oba produkty pachną bardzo przyjemnie! Szczególnie ta lżejsza wersja — ma takie delikatnie słodkie nuty???
Ceny/dostępność: W cenach regularnych te sera kosztują po około 37-40 zł za opakowanie. Można je kupić na stronie producenta, ale nie tylko! Są też dostępne w innych drogeriach i to zarówno stacjonarnie, jak i online.
Moja opinia: Sera z retinolem Skin Dopamine od FaceBoom są zamknięte w kartonikach, a docelowe szklane butelki mają pojemność po 30 ml. W przypadku mniejszego stężenia mamy do czynienia z opakowaniem airless, przy większym serum aplikuje się za pomocą pipety. Dla mnie akurat oba rozwiązania są ok, chociaż przy tym drugim, łatwiej jest zużyć cały kosmetyk do końca. Tak to jednak zawsze trochę produktu zostaje w opakowaniu i nie da się chyba tego uniknąć. Na różnice w konsystencji już zwracałam uwagę i faktycznie są bardzo widoczne. Serum o mniejszym stężeniu ma jasny kolor, przypomina lekki krem. Drugie z kolei jest olejowe. Podejrzewam, że forma olejowa może nie każdemu przypaść do gustu. Ja przyznam szczerze, że nie mam z nią większych problemów, ale sama chętniej sięgam po inne. Po prostu jakoś nie przepadam za takim odczuciem, że moja skóra jest obklejona — na pewno wiecie, co mam na myśli. Z tego też względu nie przekonałam się (i pewnie szybko nie przekonam) do demakijażu olejkami. Może kiedyś. :) Bardzo dużym, a zarazem naprawdę miłym zaskoczeniem okazały się zapachy. Nie przypuszczałam, że sera z retinolem mogą tak ładnie pachnieć! Trudno mi powiedzieć, co to za nuty, ale w przypadku obu produktów jest mocno wyczuwalna taka trochę słodka woń. Zdecydowanie umilało mi to za każdym razem pielęgnację!
Teraz czas na działanie! Zacznijmy od serum z 0,15% zawartością retinolu, bo to właśnie je stosowałam jako pierwsze. Wiecie już, że bardzo polubiłam konsystencję, ale na tym się nie kończy. Przy pierwszych kilku używaniach nie widziałam jakiegoś spektakularnego efektu. Na ten trzeba było poczekać kilka tygodni, ale zdecydowanie uważam, że warto. Warto też nakładać naprawdę niewielką ilość tego kosmetyku. W pierwszych dniach testowania oczywiście zdarzyło mi się przesadzić. Moja skóra nie była przyzwyczajona do takiego kosmetyku, a raczej składnika, no i w efekcie później przez kilka dni zmagałam się z nadmiernym przesuszeniem. Było to szczególnie widoczne w okolicach nosa i ust — nałożyłam ten retinol zbyt blisko, ale na szczęście maść z witaminą A okazała się później wybawieniem. A wracając do samych efektów, to najpozytywniej zaskoczyło mnie chyba to, że buzia stała się taka bardziej zenergetyzowana i jaśniejsza. Skóra stała się bardziej nawilżona, a to na pewno za sprawą skwalanu, olejów i znajdującej się w składzie wąkrotki azjatyckiej. Uważam, że to naprawdę fajny produkt na rozpoczęcie swojej przygody z tym składnikiem. Stosowanie jest bardzo przyjemne, konsystencja jest super, no i jeszcze wspomniany przeze mnie zapach. Dodam też, że ja po to serum sięgałam różnie... czasami bardzo regularnie, czasami mniej, a efekty i tak były widoczne.
Po jakimś czasie od poznania i zużycia tego pierwszego serum zabrałam się za testowanie drugiego. Tutaj mamy stężenie 0,3 więc wciąż nie jest ono najwyższe, no ale już bardziej skoncentrowane niż w przypadku wcześniej opisywanego produktu. O konsystencji, zapachu i opakowaniu już się wypowiadałam, dlatego napiszę teraz o tym, jak ja je aplikuję. Zostało mi jeszcze trochę produktu w opakowaniu, myślę, że dołączy do lutego denka. Otóż nakładam trochę ponad połowę pipety na dłoń i rozsmarowuje ten produkt zarówno na twarzy, jak i na szyi. Wcześniej jest ona oczywiście oczyszczona i mam już zaaplikowany tonik. Ja retinol nakładam na suchą skórę. I po aplikacji w zależności od tego, ile mam czasu, odczekuję około 20 minut lub krócej i stosuję nawilżające serum, lub krem. Po pierwszej retinolowej przygodzie już wiedziałam, w jaki sposób aplikować ten produkt, dlatego za każdym razem omijam wrażliwe okolice, no i nie nakładam go w nadmiernej ilości. Tutaj mogę stwierdzić, że efekty widziałam wcześniej, bo praktycznie za każdym razem rano, po wieczornej aplikacji, miałam wrażenie, że moja buzia tak naprawdę ładnie się prezentuje. Jest nawilżona, wygładzona i promienna. I od razu wspomnę, że oprócz samego retinolu, mamy tutaj też witaminę E, skwalan i ekstrakt z alg.
Podsumowując, napiszę też bardziej ogólnie, bo to będzie dotyczyło w sumie obu kosmetyków, że odkąd regularnie sięgam w swojej pielęgnacji po retinol, to zauważyłam (a raczej niee;)), że na mojej skórze pojawia się o wiele mniej niedoskonałości i zaskórników. Wcześniej miałam z tym małe problemy w poszczególnych fazach cyklu, a teraz jest naprawdę spoko! Jasne, od czasu do czasu coś się pojawi, ale nie jest to nic wielkiego, no i też od razu wkraczam do gry i działam, żeby tych ewentualnych niedoskonałości się pozbyć.
Polubiłam oba te kosmetyki, pierwsze serum chętnie zużyłam, a drugie chętnie dokończę. Ja akurat wolę takie kremowe konsystencje jak w pierwszym produkcie, ale jeżeli chodzi o działanie to bardziej polubiłam to drugie. Uważam, że warto przetestować oba, nawet pod tym kątem, żeby zobaczyć, jaka konsystencja jest dla nas bardziej odpowiednia.
*FACEBOOK- KLIK
*INSTAGRAM-KLIK
lubię produkty tej marki :)
OdpowiedzUsuńRetinol zaczyna być widzę ostatnio jednym z popularniejszych składników w kosmetykach. Ale to prawda. Trzeba uważać z ilością nakładaną na twarz i koniecznie smarować się kremem nawilżającym. Serów z Faceboom jeszcze nie używałam. Ale lepiej zacząć od mniejszego stężenia retinolu
OdpowiedzUsuńbardzo spoko produkt
OdpowiedzUsuń